piątek, 19 października 2012

Super Supra!

Z tego co nam powiedział Giorgi - Gruzin, przedstawiciel organizacji SALTO, goszczącej nas w Tbilisi, tak jak Amerykanie nie mogą sobie wyobrazić tygodnia bez hamburgera, tak oni nie mogą świętować bez supry.
"Hmm... czyli to taki nasz rosół i schabowy w niedziele?" - pomyślała Dajana, zanim do końca dowiedziała się czym owa supra jest.  "Zaraz, zaraz, ale dlaczego nie khaczapuri, które jest rozsławione, jako gruziński przysmak, tylko jakaś supra jest tak ważna?" Odpowiedź na pytanie przyszła sama, gdy na koniec gry terenowej (o której pisałam w poprzednim poście) doszliśmy do wyznaczonej restauracji. Supra okazała się  nie być daniem, a całym przyjęciem. To znaczy, nazwą posiedzenia rodzinnego przy długim suto zastawionym stole. :) I ponoć to nie jest tylko na pokaz dla turystów, a prawdziwy wciąż żywy sposób świętowania. ;)




Jak na każdą suprę przystało i nasze towarzystwo otrzymało Tamadę, czyli kogoś, kogo ja bym nazwała wodzirejem. Trik polegał na tym, że tylko wodzirej wznosił toast i nikt nie mógł pić, dopóki on nie dał znaku. Dodatkowo, każdy toast opatrzony był długą wypowiedzią np. "wypijmy za przyjaźń, bo przyjaźń to..." i czas na około 5 minutowe tłumaczenie, czym jest przyjaźń i dlaczego jest tak ważna. ;) Do toastów podano nam słynne gruzińskie wino w wersji białej i czerwonej ( nie jestem znawcą, więc nic więcej nie dodam^^), a naszym Tamadą został Martin, który znany jest z tego, że lubi rozprawiać na różne tematy, więc długa mowa przed toastem, była dla niego przyjemnością. ;))) Z racji tego, że stół był długi mieliśmy też drugiego Tamadę, którym był Giorgi. :)


Nie tylko wino było gruzińskie, jedzenie jak się można domyślić też. :) Mieliśmy oczywiście słynne khaczapuri, w wersji z serem, którą uwielbiam i z fasolą, która była zjadliwa. ^^ Dodatkowo mnóstwo dań z bakłażana i ( co mnie zdziwiło) szpinaku. Białego sera też mieliśmy dużo w różnych potrawach i kilka wersji szaszłyków, ale czy była baranina, która tak mi się kiedyś kojarzyła z Gruzją, to się w końcu nie dowiedziałam. Było sporo mięsa, ale identyfikowane ono było jako kurczak oraz wieprzowina. Jeśli chodzi o ciekawsze jedzenie, to podano nam coś dziwnego kiszonego, co było kwiatami/liśćmi jakiegoś drzewa. :) I oczywiście dostaliśmy też słynne chinkali, czyli coś na kształt sakiewki faszerowanej mięsem, której broń boże nie je się widelcem! Chinkali należy jeść rękoma. ;) Najpierw nagryza się "woreczek" wypijając będącą w środku wodę, a dopiero potem można przejść do reszty, pamiętając, że nie je się ogonka... ;) Pierwszy raz jadłam to w Gyumri i nie odnalazłam tego szalenie smacznym, więc muszę się przyznać, że na suprze nawet nie spróbowałam... ^^
Szpinakowe kulki, a obok bakłażan i papryka z orzechami.
Drzewna kiszonka i coś a la nasz kiszony ogórek. :)
Wiele dań było ozdobionych pestkami granatu .:)

Nie zrobiłam wielu zdjęć potrawom, bo bardziej od ich podziwiania interesowało mnie ich próbowanie. Wybaczcie. ;) Co więcej, byłam też zajęta fotografowaniem tancerzy, którzy umilali nam naszą i tak już miłą suprę.;) Tańce były oczywiście gruzińskie, niezwykle szybkie i wymagające od tancerzy niesamowitej kondycji. Mnóstwo ob krętów, podskoków i kucania...

I moje ulubione kreacje: czapka włochatka i ninja! :D
Supra trwała do około godz 23 i zakonczyla sie naszymi wspolnymi tancami i zbieraniem pozostalego jedzenia dla ubogich.

1 komentarz:

  1. Hahahah, pozdro dla mnie za przegapienie posta. :D
    Moje uwagi:
    a) to sobie posłuchaliście filozofowania... jeśli wiesz, co mam na myśli. ;)
    b) szpinak <3
    c) :D

    OdpowiedzUsuń

.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...